Jako początkującemu biegaczowi wiele rzeczy przydarza mi się po raz pierwszy - to niezwykle miłe uczucie :) Praktycznie każdy dystans jest dla mnie nowy i zasługuje na miano życiówki, ale po raz pierwszy ( no sami zobaczcie!) miałam okazję brać udział w nowej imprezie biegowej. Nie mam zbyt dużego doświadczenia, ale organizatorzy I Biegu Wegańskiego zasługują na ogromną pochwałę praktycznie za wszystko: za organizację, za atmosferę, za trasę i za wszystko to, co działo się po biegu!
Zdjęcia z urokliwej trasy
Jechałam tam na totalnym luzie, od rana lał deszcz, a ja nie czułam się w formie na bicie rekordów. Wybrałam się wcześniej, żeby na spokojnie odebrać pakiet startowy, zjeść po drodze śniadanie w postaci buły z tahiną, mieć czas na głęboki wdech i wypicie energetyzującej yerby prosto ze słoika na godzinę przed startem. To dopiero mój trzeci start, a już mam sprawdzony pakiet ładowania baterii przed biegiem :)
Okazało się, że październik zaskakuje jak kwiecień i po deszczowym poranku zrobiło się naprawdę ciepło i słonecznie! Na szczęście zgodnie z dewizą - przezorny zawsze ubezpieczony - miałam ze sobą długi i krótki rękaw, w którym ostatecznie zdecydowałam się pobiec. Muzyka dobrana, poupychane po kieszeniach guma, tabsy na żołądek, chusteczki, chwila rozgrzewki i jedziemy. Na różnych czasach startowały zające z balonikami - wybrałam swój cel ,zgodny z pierwszym wynikiem, czyli 70. Tempa pilnowała m. in. Paulia Holtz i to był doskonały wybór :) Od początku pozytywne nastawienie i kilka bardzo przydanych porad jak biec, w których konkretnie momentach. Podziwiam za umiejętność prowadzenia całej ekipy i radosne zagrzewanie do boju, które szczególnie przydało się na ostatnim kilometrze (jak zawsze:).
Trasa dla newbie była co najmniej sroga:) podbiegi trwające w nieskończoność, schody w dół i dłuuugo w górę. I tak trzy razy! Za pierwszym razem - spoko dam radę. Za drugim razem - ja nie dam rady?! Za trzecim razem - o matko, to już ostatni raz i musisz dać radę! Gdyby nie okrzyki wyprzedzonych już przy pierwszym kółku zajączków, nie wiem czy znalazłabym siłę na ciśnięcie przy ostatnich dwóch kilometrach! I tak właśnie się kręciłam w okolicach 70/10. I do końca nie wiem, czy spokojny start był dla mnie in plus, czy poszło w stratę jak, jeszcze miałam siłę.
Schody, wszędzie schody!
W końcowym rozrachunku na metę trafiłam razem z nimi schodząc poniżej 70, poprawiając swój wynik o ponad 3 minuty! Dla kogoś, kto biegł po raz drugi na tym dystansie to fantastyczny wynik :) Tego samego dnia odbierałam pakiet na Biegnij Warszawo (to już za tydzień) i nie liczę na poprawę wyniku, ale 11.11. startujemy po raz ostatni w tym sezonie i nastawiamy się na zejście poniżej 60/10.
Czas pokaże jak bardzo poprawi się nam forma - każda urwana minuta jest sukcesem! Zaczynając od czerwca każdy wynik jest dobry, a plan na przyszły rok jest ambitny i obejmuje 100 km na rowerze i zaliczony półmaraton :) Byle do przodu i do boju ImmerRun!