poniedziałek, 29 września 2014

Pierwszy bieg trawożerców


Jako początkującemu biegaczowi wiele rzeczy przydarza mi się po raz pierwszy - to niezwykle miłe uczucie :) Praktycznie każdy dystans jest dla mnie nowy i zasługuje na miano życiówki, ale po raz pierwszy ( no sami zobaczcie!) miałam okazję brać udział w nowej imprezie biegowej. Nie mam zbyt dużego doświadczenia, ale organizatorzy I Biegu Wegańskiego zasługują na ogromną pochwałę praktycznie za wszystko: za organizację, za atmosferę, za trasę i za wszystko to, co działo się po biegu! 

 Zdjęcia z urokliwej trasy

 Jechałam tam na totalnym luzie, od rana lał deszcz, a ja nie czułam się w formie na bicie rekordów. Wybrałam się wcześniej, żeby na spokojnie odebrać pakiet startowy, zjeść po drodze śniadanie w postaci buły z tahiną, mieć czas na głęboki wdech i wypicie energetyzującej yerby prosto ze słoika na godzinę przed startem. To dopiero mój trzeci start, a już mam sprawdzony pakiet ładowania baterii przed biegiem :) 


Okazało się, że październik zaskakuje jak kwiecień i po deszczowym poranku zrobiło się naprawdę ciepło i słonecznie! Na szczęście zgodnie z dewizą - przezorny zawsze ubezpieczony - miałam ze sobą długi i krótki rękaw, w którym ostatecznie zdecydowałam się pobiec. Muzyka dobrana, poupychane po kieszeniach guma, tabsy na żołądek, chusteczki, chwila rozgrzewki i jedziemy. Na różnych czasach startowały zające z balonikami - wybrałam swój cel ,zgodny z pierwszym wynikiem, czyli 70. Tempa pilnowała m. in. Paulia Holtz i to był doskonały wybór :) Od początku pozytywne nastawienie i kilka bardzo przydanych porad jak biec, w których konkretnie momentach. Podziwiam za umiejętność prowadzenia całej ekipy i radosne zagrzewanie do boju, które szczególnie przydało się na ostatnim kilometrze (jak zawsze:). 




Trasa dla newbie była co najmniej sroga:) podbiegi trwające w nieskończoność, schody w dół i dłuuugo w górę. I tak trzy razy! Za pierwszym razem - spoko dam radę. Za drugim razem - ja nie dam rady?! Za trzecim razem - o matko, to już ostatni raz i musisz dać radę! Gdyby nie okrzyki wyprzedzonych już przy pierwszym kółku zajączków, nie wiem czy znalazłabym siłę na ciśnięcie przy ostatnich dwóch kilometrach! I tak właśnie się kręciłam w okolicach 70/10. I do końca nie wiem, czy spokojny start był dla mnie in plus, czy poszło w stratę jak, jeszcze miałam siłę. 


 

 Schody, wszędzie schody! 

W końcowym rozrachunku na metę trafiłam razem z nimi schodząc poniżej 70, poprawiając swój wynik o ponad 3 minuty! Dla kogoś, kto biegł po raz drugi na tym dystansie to fantastyczny wynik :) Tego samego dnia odbierałam pakiet na Biegnij Warszawo (to już za tydzień) i nie liczę na poprawę wyniku, ale 11.11. startujemy po raz ostatni w tym sezonie i nastawiamy się na zejście poniżej 60/10. 

Czas pokaże jak bardzo poprawi się nam forma - każda urwana minuta jest sukcesem! Zaczynając od czerwca każdy wynik jest dobry, a plan na przyszły rok jest ambitny i obejmuje 100 km na rowerze i zaliczony półmaraton :) Byle do przodu i do boju ImmerRun!

czwartek, 18 września 2014

Kwestia podejścia

Nie mogę się doczekać i nie pochwalić, że czeka mnie samotny ImmerRunowy start w I Biegu Wegańskim! Co chwilę natrafiam na kolejne wrzutki związane z biegiem i tak bardzo się cieszę, że ja - Kot w Butach - będę mogła wziąć w tym udział! Po pierwsze - to pierwsza tego typu impreza, po drugie - bliska moim przekonaniom, a po trzecie... po trzecie nowa trasa, inne miasto, i zupełnie inne podejście. Przyznaję bez bicia, że na pierwszy start w życiu wybrałam zbyt poważną imprezę i przez to stres i oczekiwania wobec wyniku były zbyt wysokie - ale no risk, no fun ;) To będzie mój trzeci występ, a jednak po raz pierwszy podchodzę do niego z taką beztroską i radością i tylko troszkę do mnie dociera, że to już prawie za tydzień! Nadal nie muszę być pierwsza, nie muszę nawet dobiec. Czuję tą samą, prostą radość biegania jak na początku. W tym tygodniu Kot W Butach miną przypomina bardziej Kota z Cheshire


poniedziałek, 15 września 2014

Podaj dalej, czyli Łódź Business Run

Wczoraj nasza drużyna wzięła udział w sztafecie  5 x 3,8 zwanej Łódź Business Run. Zarówno dla nas jak i dla miasta to był debiut i myślę, że poszło nam całkiem nieźle :) Zajęliśmy 125 miejsce i każdy z nas zrobił życióweczkę na 3 km! Nasz łączny czas to 01:33:20 - nie spodziewaliśmy się takiego wyniku, tym bardziej jesteśmy zadowoleni z wczorajszej rywalizacji.

Trochę obawialiśmy przekazywania pałeczki - jak tu się odnaleźć w takim jednokolorowym tłumie - ale daliśmy sobie radę :) Biegło się pięknie bo i Piotrkowska do brzydkich miejsc nie należy. Najbardziej podobał mi się zbieg w okolicach Placu Wolności; nie dość, że widoki ładne to w dodatku z górki ;)

Razem z nami na linii startu pojawiło się 198 innych drużyn firmowych, które postanowiły wspomóc fundację Jaśka Meli Poza Horyzonty. Według aktualnych informacji udało się zebrać kwotę niezbędną do ufundowania protez dla Tomka, czyli 70 tysięcy PLN. Atmosferę podkręcali bębniarze, pokazy capoeiry i cudowny doping kibiców. Oby więcej takich inicjatyw łączących w sobie sportową rywalizację z możliwością niesienia pomocy innym.

czwartek, 11 września 2014

ImmerRocky V


Jesteśmy nieugięci jak Rocky i jest nas  pięcioro :) Ostatnie treningi zaliczone, pozytywne nastawienie nas nie opuszcza, a jutro szefowa ekipy odbiera nasze pakiety startowe.

We are ready for this battle!


niedziela, 7 września 2014

Dobiegłam i co dalej?

No jak to co? Świętujemy! :) i z takiego obrotu spraw pewnie wszyscy byliby bardzo zadowoleni, ale... 
Po pierwsze:  nie zatrzymuj się od razu za metą! Potruchtaj albo przejdź jeszcze kawałek, porozciągaj się, podrepcz w miejscu itp. Wiem, łatwo powiedzieć, sama miałam nogi jak z waty, same chciały biec dalej i musiałam wyglądać doprawdy komicznie... Ale dzięki temu powoli przyzwyczaisz swoje ciało do przejścia z intensywnego wysiłku do spoczynku i twój organizm nie wpadnie w panikę.
Po drugie: zatankuj. Nie mówię, żeby opróżnić na raz pół litra i zjeść pół krowy, ale małymi łyczkami nadrób braki wody, zjedz coś małego np. banana.
Po trzecie: nie imprezuj do rana ;) chociaż przepełnia cię radość i euforia nic tak nie pomaga jak porządny sen i odpoczynek, na który w 100% zasługujesz!
Po czwarte: do treningów wracaj w swoim tempie. Twój organizm wie lepiej i tego się trzymajmy :) nie spoczywamy na laurach, ale też nie idziemy następnego dnia robić interwały - wystarczy spacer na rozruszanie. 


My też nie próżnujemy i bez względu na porę trenujemy do naszego kolejnego wyzwania - Łódź Business Run. Będzie nas pięcioro i każdego czeka do pokonania dystans 3,8 km. Po raz pierwszy drużyna ImmerRUN pobiegnie w sztafecie i może pudła z tego nie będzie, ale na pewno skorzystają na tym podopieczni fundacji Jaśka Meli Poza Horyzonty:) Oby więcej takich akcji, w których wystarczą dwie nogi i odrobina chęci, żeby pomóc potrzebującym!

A teraz idę się regenerować po dzisiejszym treningu - dobranoc :)

czwartek, 4 września 2014

Wąsacze na mecie


Trochę minęło od Biegu Fabrykanta, ale byłyśmy w lekkim szoku bo... Udało się! Ukończyłyśmy bieg! Pokonałyśmy 10 kilometrów po raz pierwszy i do końca tego roku zrobimy to jeszcze przynajmniej kilka razy :) Na pewno nigdy nie powtórzą się emocje jakie towarzyszą pierwszemu startowi, ta niepewność, czy się uda, jak rozłożyć siły, co może nas spotkać na trasie, ale po kolei...

Zaczęło się od ulewnego deszczu tuż przed startem, który uniemożliwił nam rozgrzewkę. W drodze na miejsce mijałyśmy truchtających uczestników, rozmawiających o podbiegach jak o błahostce - trochę zbiło nas to z pantałyku. Przez cały czas starałyśmy się pamiętać o tym, że naszym celem jest dobiec, a nie wygrać cały bieg :)

Tuż przed startem na niebie pojawiła się tęcza, a stres nieco zelżał :) Założenie było proste - trzymać się swojego tempa, nie forsować, dotrwać do końca i jak będą siły przypalić na mecie! I podziwiam z całego serca biegaczy, którym udaje się utrzymać z góry założone tempo i nie dają się ponieść razem z tłumem. 

Na początku pooooszłyśmy jak wszyscy, ale w pewnym momencie i tak musiałyśmy się rozdzielić, żeby jednak trzymać swoje tempo (Siekiera poszła do przodu i spotkałyśmy się dopiero na mecie ;). Dalej już w pojedynkę walczyłyśmy z kryzysami na różnych odcinkach. Jako świeżaki pewnie popełniłyśmy multum błędów, ale grunt, że się nie poddałyśmy. 
 

Atmosfera i kontakt z biegnącymi, obsługą i kibicami była niepowtarzalna i naprawdę budująca. To niesamowite jak zupełnie obcy ludzie mogą się nawzajem wspierać i (pomijając walczących o pierwsze miejsca) wspólnie dążyć do celu - mety. Ale to może zaleta bycia w końcówce stawki ;)

Kilku rzeczy jestem pewna:
- Siekiera - jesteśmy wielkie!
- za rok też musimy się koniecznie zapisać, ale tym razem będziemy walczyły o lepszy wynik!
- trzeba zadbać o odpowiedni regen :)

Ale o tym napiszę już następnym razem!